FESTIWAL FILMOWY "KinoPozaKinem FILMOWA GÓRA 2011"


Moja mama uratowała 2,5 tys. dzieci

- Moja mama dzieliła się sobą z całym światem. Ja dzielę się tylko nadwyżką. Z przyjaciółmi - mówi Janina Zgrzembska, córka Ireny Sendlerowej, która w czasie wojny uratowała 2,5 tysiąca żydowskich dzieci - Jestem Janina Zgrzembska - tak przedstawiła się w zielonogórskim klubie "4 Róże dla Lucienne”. I zaraz dodaje: - Jestem zwyczajną córką niezwykłej osoby. Powodem spotkania była specjalna projekcja filmu "Dzieci Ireny Sendlerowej " i dokumentu Andrzeja Wolfa poświęconego Irenie Sandler

Byłam córką wredną i okropną. Bo musiałam twardo stać na ziemi. I pilnować mamy, by przez ostatnie lata życia codziennie piła półtora litra płynów. A ona? Oszukiwała jak mogła. Na przykład zaznaczała kreseczki wypitych kubków, choć wcale ni wypiła. Pani Janina przyjechała do Zielonej Góry na specjalną projekcję filmu i spotkanie z mieszkańcami Zielonej Góry w ramach Festiwalu Filmowa Góra. Następnego dnia uczestniczyła w uroczystości nadania imienia Ireny Sendler szkole w Przemkowie koło Głogowa.
- To już 19. placówka w Polsce - mówi. - Nie mogło mnie tam nie być. Raz tylko opuściłam tę uroczystość. Kiedy po raz pierwszy moja mama miała stać się patronką polskiej szkoły. To był dzień, w którym umarła. Wcześniej jej imieniem nazwano szkoły w... Niemczech. Są tam trzy takie placówki.
- Kiedy skończyłam polonistykę (po mamie, która też była absolwentką filologii polskiej - dop. red.), przyrzekałam sobie: tylko nie do szkoły! Nigdy w życiu! I jakoś mi się to udawało. Pracowałam jako korektor - wspomina. - Los bywa przewrotny. Teraz jeżdżę po szkołach. Uczniowie pytają, czy poprowadzę lekcję? Jakże mam się nie zgodzić?

No i po co pani ratowała tych Żydów?

Jako dziecko o przeszłości swojej mamy wiedziała niewiele.
- Nie opowiadała mi ani mojemu bratu o tym. Dziwiłam się tylko, że nasz dom taki otwarty i ciągle przychodzą do niego jacyś ludzie - wspomina pani Janina. - To znajomi z czasów okupacji - tłumaczyła nam. A to były jej dzieci, wyprowadzane z getta. I ludzie, którzy jej pomagali. Bo przecież sama nic by nie zrobiła.
Irena Sendler (z domu Krzyżanowska) przez całe życie powtarzała słowa swojego ojca, który zmarł na tyfus, gdy miała zaledwie siedem lat. Mówił on zawsze, że ludzi dzieli się na dobrych i złych. Że narodowość, religia, pochodzenie nie mają żadnego znaczenia.
- Druga wpajana zasada to: pomóż tonącemu, nawet jeśli sam nie potrafisz pływać - opowiada córka matki dzieci Holocaustu. - Mama miała 29 lat, gdy wybuchła wojna. Ani przez moment nie zastanawiała się, czy warto narażać się z powodu pomocy Żydom. Choć nie tylko wtedy, bo także po wielu, wielu latach słyszała: - No i po co pani tych Żydów ratowała?!
- Przykro mi było, gdy znalazłam podeptane kwiaty na mamy grobie. I napis na nim: Jude wont! - wspomina pani Janina.

Uczyła ich, jak się przeżegnać

Irena Sendler stworzyła siatkę zaufanych osób, zanim jeszcze powstała Rada Pomocy Żydom imienia Konrada Żegoty, czyli przed 1942 rokiem. Od pierwszych dni okupacji potrafiła łączyć pracę w wydziale opieki z działalnością konspiracyjną. Niemcy bali się tyfusu, więc do kontroli w zamkniętej dzielnicy wysyłali Polaków.
Jolanta, bo tak brzmiało konspiracyjne imię Ireny Sendler, początkowo przemycała do getta żywność, ubrania, lekarstwa.
- To zbyt mało. Mogę przecież zrobić więcej! Ocalić najsłabszych mieszkańców - dzieci - przyrzekła sobie. Maluchy musiały mówić po polsku. Uczyła je modlitw, żegnania się, piosenek. Niemowlaki były usypiane luminalem i wywożone w workach, walizkach, skrzyniach na narzędzia. Starsze opuszczały getto przez gmach sądu na Lesznie lub przez kościół, a także kanały i piwnice. Jolanta spisywała na karteczkach imiona i nazwiska dzieci, zaznaczała, której polskiej rodzinie były przekazywane. W 1943 roku została aresztowana. Bibułki z danymi uratowała jej koleżanka - łączniczka Janina Grabowska. Samą Sendlerową uratowała Żegota. Za łapówkę folksdojcz wyprowadził ją z alei Szucha i kazał uciekać...

Założymy nową Żegotę

- Troszkę głośniej o mojej mamie zrobiło się w 1965 roku, kiedy otrzymała tytuł "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Uroczystość wiązała się z posadzeniem drzewka w Izraelu. Ale mama mogła to zrobić dopiero w 1983 roku - dodaje pani Janina.  Irena Sendlerowa strasznie przeżyła też marzec 1968.
- Bardzo wtedy chorowała. Lekarz przygotowywał nas na najgorsze - wspomina córka. - Przyszła znajoma mamy. Opowiadała jej, co dzieje się w mieście. - I co robić? - pytała. Na co mama: - Jak to co? Założymy nową Żegotę!
Pani Janina mówi, że jej mama powoli podniosła się na łóżku, z bólem spuściła nogi. Wstała. I już się nie położyła. - Trzeba działać - oznajmiła wojenna Jolanta.
- Nie wiem, skąd mama miała tyle siły, by całe swoje życie pomagać innym? - pyta retorycznie. - Była osobą z wielką charyzmą. A dla nas kochaną mamą, o którą ja i mój brat byliśmy zazdrośni. Bo chcieliśmy mieć ją tylko dla siebie.

"Życie w słoiku” przyniosło rozgłos

Tak naprawdę Polska i świat dowiedział się o niezwykłych czynach warszawianki dopiero w 1999 roku.
- Stało się to za sprawą uczennic z miasteczka Uniontown pobliżu Kansas City. Szukały one tematu do szkolnego przedstawienia i w jednej z gazet znalazły informację o szlachetnej Polce - opowiada pani Janina. - Spektakl "Życie w słoiku” stał się bardzo popularny. Wystawiono go w USA i Kanadzie. Ktoś z publiczności, były więzień Auschwitz, zafundował dziewczynkom podróż do Polski, by na własne oczy zobaczyły Oświęcim. Spotkały się wówczas z moją mamą. Któregoś dnia w naszym domu zjawili się Amerykanie. Chcieli nakręcić film.
- Mama miała do nich tylko jedną prośbę, żeby ten film wzruszał - wspomina pani Janina. - Byłam na premierze, słyszałam płacz. Warunek został spełniony.
Sama nie chce już oglądać obrazu "Dzieci Ireny Sendler”. Ciągle zbyt boli. Czy oddał on całą prawdę?
- Mama była zadowolona. Dziewczynka zamykana w skrzyni z łyżeczką ma ten przedmiot do dziś - mówi córka znanej Ireny. - Stefan, którego mama kochała i schowała do szafy, to mój ojciec. A ja jestem owocem ich miłości. Słowa, które dziecko wypowiada w filmie: "Dlaczego muszą mieć czwartą mamusię”, też naprawdę zostały wypowiedziane. Te straszne sceny nie są wymysłem reżysera i scenarzysty. Tak było... Ale karteczki z nazwiskami mama chowała do butelki. W filmie jest słoik. Eee, niech sobie będzie. Przecież to nie jest aż takie istotne.

Wiedzieli tylko, że to Jolanta

Czy pani Irena po wojnie tworzyła domy dziecka dla sierot i domy spokojnej starości dla osób, które straciły rodziny? A jej dzieci wyprowadzane z getta?
- To była konspiracja. Nie mogła znać wszystkich. Nie chciała nawet. Ale niektóre nazwiska maluchów, które wyprowadzała za rękę z getta, dobrze zapamiętała. I po wojnie się z tymi osobami spotykała. Jest wśród nich profesor Głowiński. Jego rodzice przeżyli, więc wrócił do nich - wyjaśnia córka Ireny Sendler. - Mama uratowała też jego brata, który dziś mieszka w Szwecji. Wśród jej dzieci jest też Teresa, która początkowo mieszkała z mama. Potem wyjechała do Izraela. Byłam u niej kilka razy. Niektóre dzieci nie wróciły do swoich rodzin. Matki nie żyły, ojcowie też. Czasem polskim rodzinom trudno było rozstać się z pociechą. Ukrywały więc je... Po wydaniu książki Anny Mieszkowskiej "Matka dzieci Holokaustu” i przetłumaczeniu jej na wiele języków obcych, zaczęli się zgłaszać różni ludzie z całego świata.
- Jolanta? To pani? Tylko tyle wiedzieliśmy, że to pani Jolanta, ryzykując własnym życiem, wyprowadza nas z getta? - pytali i dziękowali po stokroć.
W wieku 97 lat, poruszająca się na wózku Irena Sendlerowa została najstarszym Kawalerem Uśmiechu. Jej order ma numer 850. Jej kandydaturę międzynarodowej kapitule zgłosił Szymon Płóciennik, gimnazjalista z Zielonej Góry. Zrobił to, bo jak mówił, nikt tak nie kochał dzieci jak ona, bez wyjątku - dzieci polskie, żydowskie, dzieci całego świata.

 Obejrzyj Foto reportaż  z pobytu Janki w Zielonej Górze


W słoneczny piątek na pożegnanie z Ziemią Lubuską Janka Zgrzembska wraz z przyjaciółką Ireny Sendlerowej i przyjaciółmi odwiedziła i pokochała Lubuskie winnice. Odwiedziła Winnice MIŁOSZ w Łazach i STARĄ WINNĄ GÓRĘ w Górzykowie w których została bardzo gorąco przyjęta i ugoszczona co możemy zobaczyć na zdjęciach

Filmowa Góra za http://www.gazetalubuska.pl   wykorzystano materiał autorstwa  Leszka Kalinowskiego uzupełniony przez Bruno Aleksandra Kiecia


 

Od 2010 roku Filmowa Góra nominuje do Nagrody Polskiego Kina Niezależnego im. Jana Machulskiego


Wspiera nas:


Współorganizatorzy FG:





Wyszukiwarka

Odwiedziny


Wczoraj : 188